Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

14.10.2015

„Porwanie”

Lily Collins – czyli powód, przez który zdecydowałam się obejrzeć film z gatunku, którego na co dzień nie lubię. 
Kiedy patrzę na plakat filmu, myślę sobie „Cholera, przystojny aktor, więc pewnie jego gra aktorska nie będzie aż tak świetna” i co się stało? Ani trochę się nie pomyliłam. Taylora Lautnera znamy z produkcji sagi Zmierzch, gdzie – o dziwo – doskonale wcielił się w rolę, więc co takiego stało się w tym filmie, że nie potrafił sobie poradzić z rzuconym na niego zadaniem? Moim zdaniem filmy akcji nie są dla niego, dużo lepiej odnajduje się w rolach, gdzie jest szczeniacko zakochany z nieosiągalnej dziewczynie (cóż za ironia, wilczku). Na szczęście taki wątek również możemy zobaczyć w recenzowanym filmie, z tą różnicą, że Karen (Lily Collins) odwzajemnia jego uczucie. 
Co do gry aktorskiej Lily nie mam żadnych wątpliwości, uwielbiam ją w każdej roli i myślę, że zbyt szybko się to nie zmieni. 
Przejdę jednak do krótkiego streszczenia filmu, ponieważ sam pomysł na fabułę wydaje mi się bardzo ciekawy, niestety słabo wykonany. 
Nathana (Taylor Lautner) od samego początku poznajemy ze złej strony. Chłopak wraz z przyjaciółmi udaje się na imprezę, po której budzi się rano na trawniku. Kiedy ojciec zabiera go do domu, rozpoczynają trening. Ta scena naprawdę mnie zszokowała, nie spodziewałam się, że ojciec jest w stanie zadawać ogromny ból własnemu dziecku, a matka tak zwyczajnie się temu przygląda. Wszystkie moje wątpliwości rozwiały się w momencie, w którym Nathan odkrywa, że osoby, które go wychowywały, nie są jego rodzicami. Niestety popełnia błąd, za który Kevin i Mara płacą własnym życiem. 
Biologiczna matka Nathana umarła, gdy chłopiec nie umiał jeszcze mówić, a ojciec? Można by rzec, że zależy mu na bezpieczeństwu syna, dlatego oddał go w ręce wyszkolonych agentów. Jednak czy aby na pewno ukrywanie prawdy było czymś, na co Nathan zasłużył? Odkrywanie szczegółów o sobie samym w momencie, gdy walczy się o życie, zdecydowanie nie jest tym, o czym marzy nastolatek. 
Co z tym wszystkim ma wspólnego Karen? Z biegiem czasu widz odkrywa ich przeszłość. Okazuje się, że Nathan jest zakochany w dziewczynie, jednak boi się powiedzieć jej o swoich uczuciach. Kiedy jego uporządkowany świat przestaje być taki idealny, a Karen dotrzymuje mu kroku podczas ucieczki, obydwoje się do siebie zbliżają. 
Myślę sobie, że Porwanie byłoby o wiele lepszym filmem, gdyby okazało się, że Karen również wciągnięta jest w sidła spisku i wcale nie jest po stronie Nathana. Nieoczekiwana zmiana akcji to coś, na co zawsze liczę, a tego typu akcja byłaby genialnym zwrotem. Niestety chroniona przez Nathana lista wreszcie zostaje ujawniona i nie ma na niej nazwiska Karen. 
Ani trochę nie jestem pewna jak ustosunkować się do tego dzieła (choć dziełem bym tego nie nazwała). Chętnie pozostawiłabym recenzję bez dalszego komentarza, ale czy wtedy mogę nazwać ją recenzją? Osobiście wstydziłabym się opublikować coś tak bardzo nieidealnego. Chciałabym powiedzieć coś o efektach, jednak brakowało mi ich. Scenografia też nie daje nic do życzenia, uważam, że reżyser mógł się o wiele bardziej postarać. Wielki plus za aktorów drugoplanowych, którzy – moim zdaniem – odegrali kawał świetnej roboty, nie to co Taylor. 
Zainteresowałam się właśnie zakładką na Filmwebie „błędy w filmie” i oto wypomniane błędy:
Gdy Nathan przegląda zdjęcia, do pokoju wchodzi jego mama. W oknie widzimy, że jest dzień. Kiedy matka schodzi po schodach jest już noc.
W jadłodajni, gdy kamera obraca się tam i z powrotem w czasie dialogu Franka Burtona z Nathanem, czasem na wielkich czerwonych kubkach widnieje napis „Coca-Cola”, a czasem nie. Podobny błąd z ustawieniem dzieje się z filiżankami: raz w jednej tkwi słomka, a czasem w dwóch.
W 54. minucie, gdy Nathan i Karen przyjeżdżają do domu, w którym ukryty jest czip, Nathan podnosi rzeczy z biurka. Kładzie pistolet obok pieniędzy, jednak w następnym ujęciu widać zupełnie inną pozycję tych przedmiotów - pistolet i pieniądze są po przeciwnej stronie stołu, a album znika.
Pierwszą sytuację sama zauważyłam, ale pomyślałam sobie, że tylko mi się wydawało i zignorowałam ten fakt. Teraz jednak wiem, że jestem całkiem spostrzegawcza. 
Zastanawiam się, jakim cudem film zdobył dwie nagrody Teen Choice oraz dwie nominacje, ale wtedy patrzę na nazwę gali i uświadamiam sobie, że to sprawka tych wszystkich napalonych na Taylora nastolatek, które ślepo wierzą w to, że dorosły mężczyzna rzeczywiście zwróci na nie uwagę. 
Podsumowując, jeśli musiałabym ocenić Porwanie w skali 1-10, dałabym słabe 3, tylko i wyłącznie za boczne role.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz